Plany na wypadek apokalipsy - Magnus już je ma
- Magnus...
Czarownik podniósł wzrok znad swojej niezbyt ciekawej książki (Jak nauczyć kota korzystać z kuwety) na swojego zdecydowanie bardziej interesującego chłopaka, który wymówił jego imię.
- Tak, mój słodki groszku? - Alec zmarszczył brwi, słysząc przezwisko.
- Nie nazywaj mnie tak. Ale, co by się stało, gdyby świat się skończył?
- Teraz?
- Tak. Gdyby nagle wydarzyła się apokalipsa. Co by się z nami stało? - Magnus zachichotał do siebie.
- Zabawne, że o to pytasz. Wiesz, mam wszystko przygotowane. - Alec wyglądał na zaskoczonego.
- Naprawdę? Zapytałem tylko dlatego, że mi się nudzi. - Magnus uśmiechnął się.
- Tak. Wtedy użylibyśmy
Portalu, aby przenieść się do Paryża, gdzie jest mój bunkier. Tam
zorientowalibyśmy się, czego potrzebujemy na tą konkretną apokalipsę i
wyczarowałbym to. - Alec spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Masz we Francji bunkier na wypadek apokalipsy.
- No i? - Wzruszył
ramionami. - Nudziłem się. W każdym razie, po przygotowaniu planu,
przeniósłbym nas w najbezpieczniejsze możliwe miejsce, gdzie odpocząłbym
trochę, aby nabrać energii, a potem poszlibyśmy do Catariny Loss, aby
odebrać moją wygraną...
- Wygraną?
- O tak. Ja i Cat założyliśmy się, czy apokalipsa się wydarzy, czy nie. Też jest czarownikiem, gdybyś się zastanawiał.
- Nie zastanawiałem się. Ale dziękuję, że o mnie pomyślałeś. - Alec zrobił kwaśną minę.
- Alexandrze, zawsze o tobie myślę - odpowiedział łagodnie czarownik, powodując, że jego policzki pokryły się ciemną czerwienią.
- Założę się, że mówiłeś
to wszystkim chłopakom, których przyprowadzałeś do domu - zażartował
opryskliwie. Magnus mrugnął do niego ozdobioną brokatem powieką, wciąż
leżąc na sofie, nagle czując, że dzielący ich pięciometrowy dystans to o
pięć metrów za dużo.
- Alexandrze Lightwood,
przysięgam, nigdy nie przestaniesz mnie nudzić - powiedział
kokieteryjnie Magnus, łapiąc go za nadgarstek i ciągnąc go do sypialni.
Kilka minut później Izzy zdecydowała się zadzwonić do Aleca, aby poinformować go, że grupa demonów zaatakowała Taki.
- Alec, jesteś tam?
- O mój... Cześć, Iz. To zły moment. - Izzy zamrugała.
- Nie obchodzi mnie to. Kilka Aracne jest w Taki, musimy tam iść. Jesteś u Magnusa? To gdzieś w okolicy, prawda?
- Właściwie nie jestem - powiedział gładko. - Jesteśmy w Paryżu. Świat się kończy, nie wiedziałaś?
- Jesteście... Gdzie? - zapytała, zdumiona.
- Przestań! Eeee... Nie ty, Izzy, mówię do, eee, małego chłopca, który prawie spadł z klifu.
- Alec, w Paryżu nie ma klifów - powiedziała, mrużąc oczy.
- Teraz są. To
apokalipsa. - Po drugiej stronie słuchawki usłyszała gwałtowne
wciągnięcie powietrza. - Iz, muszę iść. Ratowanie sierot i tym podobne,
okay? - Jego głos był dziwnie chrapliwy i ciężki.
Izzy westchnęła.
- Jeśli umrę, bo wy
będziecie zajęci seksem, wyślę Jace'a, aby was zabił. Albo odwrotnie. -
Jace posłał jej wścibskie spojrzenie z siedzenia naprzeciwko. Na
szczęście, byli jedynymi osobami w swoim przedziale.
- Cześć - powiedział wesoło Alec.
Isabelle potarła dłonią o twarz.
- Właśnie są w Paryżu i świat się kończy. - Jace parsknął. Izzy i Clary uderzyły go w tym samym czasie.
- Au! Za co to było?
- Wiemy, co sobie pomyślałeś - rzuciła groźnie. Clary przytaknęła, mrużąc oczy.
- Okay, przepraszam. Świat się prawdopodobnie kończy, jak mógłbym wątpić w Aleca? - zapytał sarkastycznie Jace.